
Powiedziałam “tak”- mała retrospekcja
Piąty sierpnia kojarzy mi się z dniem, w którym czułam się najszczęśliwszą kobietą na Ziemi- mianowicie chodzi o oświadczyny. Dziś mijają dokładnie dwa lata od tego wydarzenia. Nigdy, ale to nigdy nie powiedziałabym, że mój obecny narzeczony jest w stanie wymyślić coś takiego. Ale cofnijmy się trochę w czasie…
Wszystko zaczęło się od?
Wydarzyło się to podczas naszej objazdówki po Albanii i Chorwacji. Udaliśmy się na tą objazdówkę wspólnie z Artura tatą, który wspina się po górach i zdobywa wszystkie szczyty (te najwyższe oczywiście) w Europie, Artur również- chyba to rodzinne 😀 Nie posiadałam paszportu, co automatycznie sprawiło, że nie mogłam wjechać do Kosowa. Tata Artura pojechał tam zdobyć szczyt a my cofnęliśmy się do pobliskiego miasta Rožaje.
Pamiętam, że bardzo chciałam, aby Artur poprosił mnie o rękę. Musimy się przyznać (zresztą nigdy tego nie ukrywamy) nasz związek sporo przeszedł i mimo naszych złych momentów chciałam, aby to on poprosił mnie o rękę. Właśnie z nim chciałam podzielić mój własny świat i chciałam, aby oddał mi i połowę swojego.
Rožaje- tu powiedziałam swoje „Tak”
Po dotarciu na miejsce udaliśmy się do hostelu, który nazywał się Milenium. Tam na początku chcieliśmy poprosić o pokój, z którego byśmy korzystali tylko przez 10 godzin, ale niestety wynajęcie okazało się dość drogie, jak na samo posiedzenie w pokoju przez kilka godzin. Więc zostaliśmy w restauracji i zamówiliśmy sobie kawę oraz tamtejsze naleśniki. Artur wziął się do pracy zdalnej a ja popisałam chwilę z bliskimi, sprawdziłam jeszcze nasze hotele i zaczęłam oglądać swój serial. Muszę Wam powiedzieć, że kawa tam była straszna. Mój chłopak podsumował ją w następujący sposób: woda wzięta z kałuży zagotowana do 60 stopni i zalana odrobina kawy. Przed południem udaliśmy się na mały spacer w góry i po mieście. Po nim usiedliśmy sobie przy rzece na ławeczce, żeby odpocząć i zresetować się trochę a później znów poszliśmy na mały spacer i zakupy. Z racji tego, że czekaliśmy jeszcze na tatę Artura, (co dość istotne – pozostając bez kontaktu przez kilkanaście godzin, co jeszcze kilka razy powtórzy się na tej wycieczce) a nasze żołądki zaczęły nam dawać się we znaki udaliśmy się do kolejnej restauracji, którą zapamiętam do końca życia.
Najpierw zamówiliśmy sobie sałatkę, miała być jak najbardziej w stylu grackiej. Wyszło nieźle, ale do idealnej sałatki troszkę brakowało. Może to wina naszych dotychczasowych nawyków żywieniowych i nie dostosowania kubków smakowych 😀 Artur zaczął pracować a ja znowu oglądać serial. Po kawie jednak zrobiłam się głodna i postanowiłam skosztować tamtejszego ciasta czekoladowego (wiadomo na słodycze ma się drugi żołądek).
Poprosiłam mojego chłopaka o zamówienie tego ciasta, ponieważ tylko on z naszej dwójki posługuje się płynnie angielskim. Minęła chwilka i dostałam swoje ciasto. Zaczęłam je konsumować. Sięgając po kolejnego kęsa natknęłam się widelczykiem na coś twardego. Patrzę i nie wierzę własnym oczom, to pierścionek! Nagle z ust mojego chłopaka wypływa zdanie „misiu oświadczam Ci się”. Do moich oczu napłynęły łzy, zaczęłam płakać. To było wspaniałe uczucie naprawdę. W jednej chwili w przeciągu ułamków sekundy poczułam się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Dopiero, kiedy doszłam do siebie to zrobiliśmy sobie zdjęcie pamiątkowe, żeby uwiecznić tę chwilę. Muszę się Wam przyznać, że długo nie mogłam w to uwierzyć i ciągle spoglądałam na pierścionek. Wiecie to cudowne uczucie doświadczyć oświadczyn, a co dopiero przeżyć takie oświadczyny w tak cudownym miejscu i wykonane w tak oryginalnym stylu! Jednak najważniejsze jest w tym wszystkim to, że otrzymujesz ten pierścionek od ukochanej Ci osoby, która jest dla Ciebie całym światem.

Przyszła Pani Parzybut
Było kilka momentów, kiedy myślałam, że to nastąpi właśnie teraz(np. w dniu moich 18 urodzin), ale nie wydarzyło się tak. Pamiętam, że strasznie się wtedy nakręcałam. Z perspektywy czasu wiem, że to było strasznie głupie. I muszę powiedzieć, że bardzo się cieszę, że Artur to zrobił właśnie wtedy i w taki sposób a nie wcześniej.
Artur nie jest typem romantyka a tymi oświadczynami bardzo mnie zaskoczył. Wiedział zawsze, że nie chce tego przy całej rodzinie i tego się trzymał. Z pierścionkiem mnie nie posłuchał, (co prawda nie przyznał mi się do dziś, co do ceny :D), ale wydał na niego fortunę.
Cieszymy się okresem narzeczeńskim na całego, ale muszę się przyznać, że nie mogę się doczekać aż Artur zostanie oficjalnie moim mężem i zacznę nosić jego nazwisko. Bywało różnie między nami i zaliczyliśmy nie jeden ostry zakręt w naszym wspólnym życiu, ale uważam, że ostatecznie ważne jest to, z kim przeżyjesz to życie do końca. Co prawda kiedyś mówiłam, że mój facet musi dobrze tańczyć i mimo, że nie jest tak do końca to chrzanie to.
Planujemy nasz ślub, ale nadal w tym wszystkim nie zapominamy o tym jak bardzo się kochamy i jak ważna jest nasza mała rodzina, którą tworzymy wspólnie. Planujemy również powiększyć ją o jakieś słodkie małe bobo i czy się boimy? Ani trochę! Chcemy tego i myślę, że o niczym innym tak nie marzymy jak o tym by zostać szczęśliwymi rodzicami i małżeństwem.
Mam nadzieję, że kiedyś nasza córka wybierze się na orlika i tam pozna również swoją miłość na całe życie…
A już lada moment minie nam 6 wspólnych lat <3

Tutaj dokładna lokalizacja i fotki z restauracji, w której się zaręczyliśmy https://foodbook.me/mne/profile/kero i tutaj fotka z Googla wieczorową porą.

Wakacje w raju - Curaçao
Zobacz również

O pewnej sobocie
8 maja 2018
Przygoda z konkursem Miss Wielkopolski
20 lutego 2018
Jeden komentarz
Monika Kasprzak
Super historia, zazdroszczę